LXIV Wycieczka "Rowerem w Nieznane"

Domowe marazmy znów podszepnęły wypad w nieznane (znane, znane!), no to i po konsultacjach umówieni przed polickim "Lidlem" w niedzielne Andrzejki 30 listopada 2014 r., ruszyliśmy na swych szprychowych rumakach przed siebie. Celem naszej penetracji był kompleks leśny Puszczy Wkrzańskiej położony po stronie wschodniej od Szosy Przęsocińskiej, aż po Skolwin, wraz z zachodnimi rubieżami tego osiedla. Szosę do Przęsocina przekroczyliśmy koło wiaduktu nad torami. Tu spotkała nas przygoda ze staśkowym rowerem. A że "diabeł nie śpi", to i pod stromym podjazdem zablokował łańcuch w przedniej przerzutce i to tak skutecznie, że aż solidnie wygięło tylną "skrzynię biegów". Jednak Stachu to urodzony i dyplomowany mechanik, więc po paru minutach jechaliśmy dalej. Karkołomny zjazd z Góry Zabitego (jakoś ta nazwa przyjęła się w środowisku okolicznych mieszczan, lat temu z pięćdziesiąt, od wypadku który miał tam miejsce) i przed Przęsocińską Strugą skręcamy w stronę jej górnego biegu, pokonując malowniczą ścieżkę, która przed wojną stanowiła część trasy kolejki wąskotorowej. Kolejka ta, sądząc po jej przebiegu wzdłuż zbocza doliny Przęsocińskiej Strugi, pełniła funkcje czysto turystyczne, a jej trakcją był… koń ciągnący wagonik - i jest to domniemanie, chyba bliskie prawdy, ponieważ tej na krótkiej, bądź co bądź trasie trudno doszukać się aspektów czysto gospodarczych. Trasa biegnie do podnóża mostu na Przęsocińskiej Strudze, wprost "w objęcia" byłego kompleksu hotelikowo - rekreacyjno - restauracyjnego "Komarzy Młyn". Wagoniki ciągnięte przez koniki ? - Taką odpowiedź sugerują przykłady podobnych rozwiązań w innych miejscowościach. Trasa tej kolejki biegła od głównej linii kolejowej, poprzez usypane dla niej nasypy, drobne wąwozy z których czerpano urobek do budowy tych nasypów, poprzez sztuczne tarasy na zboczu doliny. Skręcamy przez most i podążamy dalej drogą wiodącą nas w okolice Górnego Skolwina. Po drodze "hucznie obchodzimy Andrzejki" popijając kawę z termosu, zagryzając ciastem z Biedronki (które przygotowała dla nas… Bogusia :), spożywamy też owoce zamiast kwiatków (Andrzejki!), Kilka zdjęć, pakujemy się i jazda dalej…

1.JPG

Lądujemy w okolicy ul. Pancernej, podziwiamy urodę i zacisze tego zakątka, pieszo pokonujemy szuwary, obserwując zmiany w krajobrazie i morfologii tego kawałka terenu, przywołujemy wspomnienia z dawnych lat. - To tu przeżywali pacholęce lata Bogusia i Stach, a Andrzej łobuziakował z doskoku, ponieważ mieszkał "aż" na ul. Wodnej… :) Jedziemy ul. Kamienną pod górę, do byłej szkoły nr 17, do której, po zburzeniu starej "inwalidki" (SP 17 przy ul. Inwalidzkiej) przeniesiono podstawową edukację. Znów wspominamy "stare, dobre czasy" stojąc przed dawnym domem rodzinnym Bogusi, aż tu nagle podjeżdża nasz wojewoda, Marek Tałasiewicz (znamy się prywatnie z turystycznych tras) - wymieniamy poglądy w krótkiej rozmowie i z życzeniami miłego dnia jedziemy dalej. Towarzysząca nam psinka Julka trzęsie się z zimna, bowiem choć słoneczko świeciło, było wietrznie i mroźnawo - Julkę więc pod połę kurki chowamy i jedziemy nowymi ulicami Górnego Skolwina, aż wyjeżdżamy w okolicach źródeł strumyka Bogdanka, to jest skrzyżowania ulic Kamiennej, Saperskiej, Plażowej. Podążamy obok dawnego cmentarza przy ul. Inwalidzkiej, by po paru chwilach zajechać pod kościół p.w. Chrystusa Króla. Podziwiamy jego architekturę oraz starą, drewnianą, zachowaną jako zabytek, konstrukcję wieży, stojącej na placyku przed kościołem. Nowa wieża zdobi kościół stojąc dumnie i prosto. Mało kto, prócz starszych mieszkańców Skolwina pamięta, że wieża przed remontem chyliła się niebezpiecznie, sprawiając smutne wrażenie.

2.JPG
3.JPG
4.JPG

Plac prze kościołem porastają pięknie wielkie iglaki, tworząc coś, w rodzaju gęstego parku, a przecież "tak niedawno", jak stwierdziliśmy wspólnie, było tu "goło i wesoło", graliśmy - z ówczesnym proboszczem, powszechnie lubianym księdzem Świerkowskim - w piłkę! Zaciekawił nas w przykościelnym parczku monument. Okazuje się, że to tu 17.09.2005 r. odsłonięto pomnik poświęcony pamięci generała Boruty-Spiechowicza! Pomnik ten, posadowiony w pobliżu plebanii, naprzeciwko domu, w którym mieszkał po wojnie generał. Skazany przez ówczesny aparat polityczny na zapomnienie, mimo, że zapisał się piękne na kartach historii naszej Ojczyzny… Kilka zdjęć i tym razem podążamy ul. Łomżyńską do Nowego Światu.

5.jpg

Po drodze cieszymy oczy pięknymi, rozległymi widokami doliny Odry i J. Dąbie, wspominamy jak buszowaliśmy w dolinie Bogdanki, śmiejąc się, że Andrzej miał najtrudniejsze dzieciństwo, bowiem nie dość, że do szkoły miał pod górkę (stara siedemnastka na Inwalidzkiej). Skręcamy z Łomżyńskiej w Nowy Świat, w stronę ul. Górniczej. Gdzieś w połowie tej odległości, trafiamy na stary, poniemiecki cmentarz. Zdziwienie nasze budzi jego wielkość - to naprawdę był "kawałek" cmentarza. Pozostało na nim sporo śladów w postaci zrujnowanych nagrobków, przeważnie fundamentów, ale i część zachowanych pomników z niezatartymi jeszcze inskrypcjami. Uwagę naszą przyciągnął szczególnie jeden z nagrobków, którego cokół jest w formie ściętego pnia dębu. W sztuce sepulkralnej (cmentarnej) forma ta symbolizuje koleje śmierci i zmartwychwstania - zbudzenie się zmarłego do nowego życia symbolizuje wyrastanie świeżych, pokrytych listkami gałązek z powalonego pnia. Do cokołu wykonanego w tej formie mocowano tablicę z inskrypcją i danymi zamarłego. Cokoły takie były wykonane przeważnie z betonu, czasem z kamienia. Takie formy nagrobne występują dość często na starych cmentarzach rozsianych w obszarze Puszczy Noteckiej i Drawskiej, ogólnie na Pomorzu Zachodnim. Jako ciekawe przykłady można tu zapodać miejsca starych cmentarzyków, m. in. nieistniejącej już wsi Bronice opodal wsi Borzysko Młyn oraz osady Ostrowite na obrzeżach Drawieńskiego Parku Narodowego. Tu, w szczecińskich okolicach trafiliśmy na tę formę pierwszy raz.

6.JPG
7.JPG
8.JPG
9.JPG

Opuszczamy cmentarz i wspominamy koleje losu okolicznych pagórków, z których wydobywano żwir na potrzeby budownictwa. Duża piaskownia funkcjonowała tu w latach 60. XX wieku, której koniec zapowiedziały odkrywane, stare groby… Jedziemy północną ścieżką wzdłuż torów w kierunku Mścięcina. Opodal mostu nad Przęsocińską Strugą również funkcjonowała duża piaskownia - teraz pozostała po niej głęboka dolina, z czasem porosła drzewami. Jeśli zaś idzie o drzewa, to omal nie popękaliśmy ze śmiechu, gdy Stach opowiadał swoje łobuziackie przygody z czasów pacholęctwa, związane z jednym z drzew tu rosnących - dużo by pisać - powiem jedynie, że Mikołajek z Alcestem mogą się schować gdy idzie o wesołość stachowej anegdoty… :) Już Mścięcino… Zmarznięci nieco postanawiamy odwiedzić, mieszkającą opodal, naszą "samoramową" koleżankę Małgosię - krótki telefon i… pijemy gorącą kawę i zajadamy smakowite wypieki Małgosi. Rozgrzani ciepłym poczęstunkiem wracamy do Polic.

10.JPG
11.JPG

W wyprawie uczestniczyli Bogusia, Stach i Andrzej, aaa - zapomniałbym o Julce, która niezawodnie migała czarno-białymi łatkami pomiędzy kołami rowerów.


(anhel)
(snowicki)

O ile nie zaznaczono inaczej, treść tej strony objęta jest licencją Creative Commons Attribution-NonCommercial-NoDerivs 3.0 License